Wednesday, October 31, 2012


     Pewnie nie tylko mnie zaskoczył pierwszy śnieg:) Patrząc przez okno w sobotni poranek, pierwsze o czym pomyślałam to 'oho, czas na parkę, wielki kaptur i czapkę'. Od razu poczułam pierwsze oznaki zimy i zmianę czasu. Ponoć pierwszy dzień po przestawieniu zegarków na czas zimowy jest najmniej produktywnym dniem w całym roku. Nie wiedziałam o tym wcześniej, ale odczułam w stu procentach;) Szczerze mówiąc nie byłam ani trochę przygotowana na śnieg i niską temperaturę, dlatego wychodząc z mieszkania i lądując w śniegu od razu pomyślałam o kilku zimowych niezbędnikach, jakie muszę zdobyć w krótkim czasie. Z całego serca nienawidzę zimy (może jedynie lubię ją za narty i święta) i najchętniej obudziłabym się dopiero w kwietniu. Jednak niestety, nawet osoby o nastawieniu podobnym do mojego muszą przetrwać. Uświadomiłam sobie, że bez kolejnej ocieplanej parki, pary wełnianych rękawic i butów Emu nie dam rady... dlatego też biegnę po ciastka, gorącą herbatę i rozpoczynam internetowe poszukiwania a Was zapraszam do oglądania zdjęć! 

     I'm pretty sure, that I wasn't the only one person suprised by the first snow! Looking through my window on Saturday morning I suddenly thought 'ouch, what I need for today is my parka, a huge fur hood and a woolen hat as well'. I could feel the winter and the time change from its begining.Do you know that the first day after the time changing is the most lazy day during the whole year? I didn't know that, but I totally agree! Honestly speaking, I was not prepared for such a cold weather at all and while going out of my flat and landing in a fluffy white snow I knew that I need to get some winter must-haves. I hate winter, belive me I do (except skiing and Christmas time) and if I could, i'd like to wake up in April. But unfortunately, even people with the attitude similar to mine must survive the season. I am sure now that what I need is another fur parka, a pair of thick gloves and Emu shoes, so I'm going to get a cake, a cup of hot tea and start the online shopping. Enjoy my photos! See you soon then:) 

Follow on Bloglovin

Friday, October 26, 2012


A dzisiaj kilka słów o ramonesce.

     Mimo tego, jak wielkie zrobiła ta właśnie kurtka zamieszanie w modzie w ostatnich latach i jak szybko stała się nieodłącznym elementem garderoby kobiet i mężczyzn, tak naprawdę nigdy głębiej nie zastanawiałam się nad jej fenomenem. Naprawdę lubię ramoneski! Nie ma znaczenia czy są skórzane i przypominają swój pierwowzór zaprojektowany przez Irvinga Schotta w pierwszej połowie XX wieku, czy są dżinsowe czy koronkowe. Ramoneska to ramoneska. Najlepszy fason na świecie! Długo szukałam tej idealnej, skórzanej, przypominającej słynny model ‘Perfecto’ i ‘518’- ten sam, który w filmie ‘The Wild One’ nosi Marlon Brando. Fason niegdyś uwielbiany głównie przez motocyklistów, często zdobiony frędzlami i ćwiekami co dodawało kurtce i jej właścicielowi rockowego i mocnego charakteru, pewności siebie i poczucia niezależności. I tak skórzana ‘Perfecto’ (nazwa pochodzi od ulubionych cygar projektanta) dała początek nowej erze heavymetalowego looku. Noszona zazwyczaj przez tych złych, zbuntowanych, wyjętych spod prawa wprowadziła w latach 60tych tak duże zamieszanie, że ubieranie jej do szkoły zostało zakazane. Tak czy inaczej, nic nie było w stanie powstrzymać nowego trendu (na szczęście!). Popularna wśród wielu subkultur kurtka, nazwę ‘ramoneski’ otrzymała dopiero w 1974 roku dzięki punkrockowej grupie Ramones. Stała się ona częścią wizerunku scenicznego wielu wykonawców, wśród tych dobrze mi znanych są między innymi Sex Pistols, Black Sabbath czy David Gahan z Depeche Mode.  

Today a short note about the biker jacket.

     Although the biker jacket has made quite a considerable mess In fashion in last few years and became an inseparable part of men and women clothing, honestly speaking, I never thought deeply about the phenomenon of this one . I do like biker jackets, I like them very much and consider them to be the greatest style in the world! It doesn’t really matter whether they are leather and resemble the first such jacket designed by Irving Schott in the twentieth century, whether denim or lace. Biker jacket is a biker jacket. I’ve been looking for the perfect one for a long time. I wanted it to be quite like the famous ‘Perfecto’- worn by Marlon Brando in “the Wild One” movie. The style loved mainly by motorcyclists, often combined with fringes and studs, gave the owner a special feature, self-consciousness and the feeling of freedom. And so, the leather ‘Perfecto’ (named after designer’s favourite cigars) opened the great era of a new heavymetal look. Worn usually by criminals, was banned in schools in the 50’s and the 60’s. But even such prohibitions didn’t stop the new spreading trend (luckily!) Being extremely popular among various subcultures, it acquired its name in 1974 after the punk rock band called Ramones. It became an integral part of many artists’ scenic look and was popularized by Sex Pistols, Black Sabbath of David Gahan from Depeche Mode. 

Follow on Bloglovin

Friday, October 19, 2012


     Dzisiaj przy okazji tematycznej stylizacji chciałabym podkreślić jak ważne jest prowadzenie kampanii charytatywnych przez firmy cieszące się dużą popularnością. Swój status na rynku wykorzystuje firma H&M, która co roku wprowadza do sklepów serię ubrań sygnowanych hasłem 'Fashion Against Aids'. Warto wspomnieć, że celem kampanii jest przeznaczanie funduszy na rzecz organizacji walczących z AIDS a także prowadzenie działań uświadamiających i edukacyjnych. Kolekcja 'Fashion Against Aids' po raz pierwszy została zaprojektowana w 2008 roku i okazała się takim sukcesem, że z roku na rok do sklepów H&M trafiają ubrania nieco inne niż te do których przywykliśmy. Seria FAA to przede wszystkim barwy. Szeroka gama kolorów, niecodzienne fasony, azteckie motywy i frędzle, to właśnie wyróżnia wspomnianą kolekcję na tle innych. Może troszkę spóźniłam się z notką, gdyż pozostałości po ostatniej azteckiej kolekcji zniknęły ze sklepowych półek podczas letnich wyprzedaży, jednak nigdy nie jest za późno na pisanie o rzeczach ważnych:) W mojej szafie jest kilka ubrań z kolorową metką H&M FAA a zakup każdej z nich sprawił mi wielką przyjemność. Nie tylko ze względu na to, że moja garderoba powiększyła się o kolejną bluzkę lub sukienkę, lecz przez sam fakt wspierania organizacji walczących z AIDS. Cóż więcej mogę powiedzieć:) Z niecierpliwością czekam na kolejną porcję perełek z serii "Fashion Against Aids"! 

     Today (as the stylization fits the topic perfectly), I would like to emphasize the importance of running charity campaigns by high rank companies. The great example of such a company is H&M, which makes use of its status on market and introduce a line of clothes under the title "Fashion against AIDS' every year. It's worth mentioning that the aim of the campaign is collecting money for organizations fighting the risk of AIDS and running a set of informative and educational programmes to make people aware of the disease. The first designs of the series were introduced in 2008 and turned out to be such a success that organizers decided to introduce the collection every year. What defines FAA clothing? Above all colours. A wide range of shades, fringes, unusual designs and astec motiffs. It may seem that I delayed the publication of such a note as the remnants of this year's collection disappeared while the great summer sale blew up, but it is never to late for writing about such important matters:) there are a lot of clothes with the mark of FAA and a purchase of every single thing was a great pleasure for me. Not only because (as every woman) I love shopping but the fact that I support charity organisations made me feel better:)what can I say then? I am looking forward to seeing the next great H&M FAA collection! 

Follow on Bloglovin

Tuesday, October 16, 2012


O złośliwości rzeczy martwych….

     To tak na prawdę spowodowało mały poślizg w dodawaniu postów. Po pierwsze pogoda. Za każdym razem, kiedy już wychodziłam z domu aby zrobić zdjęcia, słońce chowało się za chmury i zaczynało padać. Po drugie? Mała zielona rzecz, którą po każdej sesji egzaminacyjnej student bez ani jednego dnia opóźnienia zanosi do dziekanatu. Tak właśnie- Indeks. Czasem na prawdę mam wrażenie, że kiedy na czymś strasznie zależy, szereg prostych i codziennych rzeczy próbuje skomplikować mi życie na wszystkie możliwe sposoby. Czy ktoś z Was spiesząc się w umówione miejsce, do szkoły bądź pracy trafia na swojej drodze na falę czerwonych świateł? Stoi za każdym razem w korku? Ja tak mam. Albo jestem urodzonym pechowcem, albo po prostu chwilowe wykreślenie mnie z listy studentów z powodu wpisu, który nagle znalazł się w niewłaściwej rubryce było mi pisane. Często banalne sprawy to duża i niepotrzebna dawka stresu a w ostatnich dniach mój uczelniany dziekanat serwował mi taką dawkę każdego dnia. I tak mój indeks z niby błahego powodu okrążył całe miasto, zwiedził niejedno biuro, mieszkanie a nawet szpital. A wszystko to w celu poprawienia wpisu. Bo przecież wielu ludzi wyznaję zasadę generalnego komplikowania życia sobie i innym. Myślę, że wielu osobom spędzających całe tygodnie w urzędach, biurach, dziekanatach i innych (stresujących mnie) miejscach przydałby się chociaż dzień wolnego. Może jesienny spacer czy dobra książka wprawiłyby ich w lepszy i bardziej kolorowy nastrój. I wtedy wszyscy byliby szczęśliwi… 

The malice of inanimate objects…

     This is the reason why I haven’t post photos for a week… Firstly, the weather. Every single time, when I was going outside to take some pictures, the sun hid in clouds and it started to rain heavily. Secondly? The little green nasty thing which is supposed to be brought to the Deanery after completing all exams. Yes, I mean the students’ book of courses registration… It really seems to me that when I want something badly, the row of everyday things tries to complicate my life as hard as possible. Do you happen to face a wave of red lights or an enormous traffic jam while running to school or work? This is what I experience every time when I’m in a hurry. Maybe I am an the unlucky one or expelling me from the university due to a signature in an improper column was just destined for me. It often happens that trivial matters are the source of the unnecessary stress and because of my university’s Deanery I experienced that unnecessary stress for last few days. And yes… my student’s book of courses registration travelled across the city, visited few offices, houses and even a hospital. All this mess just to correct one tiny signature. Some people definitely love complicating others’ lives. I suppose that all these white-collar workers need a day off. Maybe a great book or an autumn stroll would make them smile or change attitude into a positive one. All of us would be happy then…. 


Follow on Bloglovin

Wednesday, October 10, 2012


     Dzisiaj nadrobię zdjęciami, będzie ich trochę więcej niż zazwyczaj;) Czasem dni są na tyle pozytywne, że zamiast tekstu, mój nastrój stuprocentowo oddają kolorowe zdjęcia. Stylizacja jest także prostsza niż zwykle. Taką właśnie mnie można spotkać na co dzień, na uczelni, zakupach czy na spacerze. W jesienne dni ciepły sweter i wygodne buty to wszystko czego potrzebuję. Zapewne znacie już puszysty, różowy sweter Lany Del Rey, prawda?;) Wygląda cukierkowo, jest cieplutki i jest to chyba najlepszy sweter na świecie! Mimo tego, że robi dookoła mnóstwo bałaganu, a jego włókna przyczepiają się dosłownie do wszystkiego. Dlatego też, uwaga! Posiadacze lub przyszli nabywcy swetra H&M z angory, radzę uzbroić się w cierpliwość i… rolkę do czyszczenia ubrań;)  

Zapraszam do ogladania zdjęć i odwiedzenia mojej strony na Facebooku!

     Today I’m gonna make up with photos, there will be much more of them than usually. Sometimes days are so blissful, that instead of a long text, I am to express my good mood by colorful images. The set is also a bit more laid-back than it used to be, but honestly this is exactly how I look everyday- on the university, while shopping, going for a walk and so one. During autumn days, a thick sweater and a pair of comfortable trainers is just what I need to live. I’m sure you’ve already got familiar with new Lana Del Rey’s jumper, haven’t you? It looks like a sweet candy, it makes me feel warm and it’s probably the best sweater in the world! Yes, it is… although it makes a big mess around me wherever I am. Then, attention, please! All H&M jumper’s owners and potential buyers! You must really provide yourself with patience and… a clothes brush;) 

Enjoy my photos and don’t forget to visit my Facebook page.


Męski blog warty polecenia? http://themalestreet.blogspot.com/


Follow on Bloglovin

Thursday, October 4, 2012


     Dzisiaj trochę bardziej spontaniczny post. Nie raz wspominałam Wam o wojskowym, wszystkim dobrze znanym moro. Pierwszy raz kurtkę w militarne plamki zobaczyłam na wakacjach w Topshopie i od razu miałam przeczucie, że na jednej topshopowej kurtce się nie skończy. W krótkim czasie koszule, spodnie i części garderoby wszelkiego rodzaju zmieniły barwy na wojskowe a ja (jak to zazwyczaj bywa) uległam jesiennemu trendowi. Zazwyczaj wiele ubrań tego typu widziałam w ciuchlandach i przechodziłam obok nich bez najmniejszego cienia zainteresowania. Teraz oczywiście, kiedy moro to must have #1 tego sezonu, bardzo tego żałuję. Nie dlatego, że ślepo biegnę za tym, co aktualnie modne, ale dlatego, że ostatnio znalazłam mnóstwo inspiracji z wykorzystaniem motywu, do którego nigdy nie byłam w 100% przekonana.  

     Todday’s post is a more spontaneous one. Not only once did I mentioned about the camo pattern, which you all should know well this season. Firstly, I saw a camo jacket in Topshop during my English holidays and I knew that one Topshop jacket is not enough. It didn’t take long for all clothes to get military colours and I (as usual) followed the seasonal trend. It happened that I saw a lot of camo outfits in second-hand shops but it simply didn’t catch my eye. Now, of course, when camouflage is #1 must have of autumn 2012, I do regret. This is not due I blindly follow each new trend, but lately I’ve seen a few great inspirations with the pattern.  

Follow on Bloglovin

Tuesday, October 2, 2012


     Hej! Czy ktoś z Was tak jak ja powędrował dzisiaj na pierwsze zajęcia na uczelni? Wczoraj przeprowadziłam się do mojego studenckiego Lublina i od razu udzielił mi się naukowy klimat. Zapewne jest chwilowy, jeszcze kilka dni i fascynacja nowymi przedmiotami i wykładowcami zniknie. W mojej lingwistycznej grupie zostało zaledwie kilka osób a większość początkowego składu mijam codziennie na korytarzu. Przeraża mnie pisanie pracy licencjackiej. Może dlatego, że moja uczelnia jest jedyna w swoim rodzaju pod względem organizacji, a może dlatego, że zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia… Tak naprawdę to lubię październikowe piesze wycieczki po Lublinie. Dopiero kiedy całe środowisko studenckie jest na miejscu, widać, że miasto żyje.  

     Hey! Did anyone start university classes today as I did? I moved to Lublin yesterday and as soon as I got here, I feel like I’m a great student now;) But it won’t last long I guess… After few days my fascination about new lecturers and subjects will be over, and the situation will be the same again. My linguistic group consists of just a few people. We began as a 28-persons-group but now we only meet each other on university’s corridors while running to next classes. I’m really scared of completing my Bachelor Degree. I don’t really know why. Maybe because my uni is a total mess or maybe I’m the one who knows of everything as the last one. Honestly speaking, I like strolling through Lublin. As soon as all of the students arrive here, I feel that the city is alive.  

Follow on Bloglovin